Titanikiem na Eiger

Titanikiem na Eiger

Można by rzec, że do czterech razy sztuka! Tak, przynajmniej było w przypadku Marcina „Yeti” Tomaszewskiego, którego zmagania z Eigerem zakończone zostały sukcesem za czwartym podejściem. Polski wspinacz wraz z brytyjskim kolegą Tomem Ballardem na północnej ścianie Eigeru wytyczyli nową drogę – Titanic.

W tym przypadku osławiona ściana broniła się przed zdobyciem przez 21 lat! Pierwsza, podjęta przez Marcina próba wytyczenia drogi na Eigerze, miała miejsce w roku 1995. Wówczas na przeszkodzie stanęła fatalna pogoda. Aura nie była łaskawa także w roku 2008, podczas trzeciej wyprawy polskiego wspinacza. Najbardziej dramatyczne zakończenie miała jednak druga potyczka z Eigerem. W roku 2006 Marcin odpadł z blokiem skalnym, co zakończyło się połamaniem żeber.

Wejście na Eiger drogą Titanic

Marcin Tomaszewski i jego czwarta „potyczka” z Eigerem (fot. archiwum Marcina Tomaszewskiego)

Kolej na Titanic`a

Te niepowodzenia nie zraziły Marcina Tomaszewskiego. Termin kolejnej już, czwartej wyprawy, wyznaczony został na przełom listopada i grudnia 2016 roku, a polskiemu wspinaczowi towarzyszyć miał Brytyjczyk Tom Ballard. Chociaż początkowo rozważana była droga usytuowana w prawej części, ostatecznie wybór padł na lewe skrzydło osławionej, północnej ściany Egeru (która ze względu na dużą liczbę wypadków, zwana jest też „Ścianą Śmierci”). Ten fragment masywu dobrze znany był Tomowi, który bywał tam wcześniej w ramach letnich wypraw. Członkowie teamu wyznaczyli nową linię o nazwie Titanic. Poprzeczka zawieszona została bardzo wysoko, a to za sprawą zimowych warunków, panujących w górach.

Wyprawa na Eiger

Czas na coś dobrego. W takich warunkach potrawy MX3 są niezastąpione. (fot. archiwum Marcina Tomaszewskiego)

Big wall i kruszyzna

Polsko-brytyjski duet zdecydował się na wspinaczkę w stylu big wall, z wykorzystaniem portaledga oraz bez wcześniejszego zakładania lin poręczowych. Trasa Titanic składała się z dwóch części. Liczącego 1000 metrów, pierwszego odcinka trzech skalnych barier, charakteryzującego się dużym nagromadzeniem trudności, poprzecinanego terenem mikstowym oraz z rozciągającego się na przestrzeni 800 metrów mikstowo-śnieżnego wejścia na grań, o nastromieniu 50-70 stopni. Dalej rozpoczynało się podejście na szczyt główny, mierzący 3970 m n.p.m. Marcin oraz Tom musieli zmierzyć się z bardzo kruchą skałą. Do tego dochodziła konieczność zabrania ze sobą dużej ilości sprzętu, którego waga oscylowała koło 80 kg. Konieczne było skorzystanie ze spitów (8 i 10 mm). Wspinacze wbili ich łącznie 50, z czego 24 służyły asekuracji wyciągów, a 26 wzmocnieniu stanowisk.

Zdobywcy Eigeru

Coraz bliżej celu. (fot. archiwum Marcina Tomaszewskiego)

Eiger zdobyty!

Zmagania ze stromymi urwiskami trwały łącznie 9 dni, a zwieńczył je atak szczytowy, który miał miejsce 6 grudnia. Po ośmiogodzinnej wspinaczce polsko-brytyjski duet zameldował się na szczycie słynnej góry, sprawiając sobie najlepszy z możliwych prezentów mikołajkowych. Można więc powiedzieć, że historia zatoczyła koło: 48 lat po wyczynie Krzysztofa Cieleckiego, Tadeusza Łaukajtysa, Ryszarda Szafirskiego i Adama Zyzaka, zespół z Polakiem w składzie wyznaczył nową drogę na legendarnym Eigerze! Trasa, którą pokonał duet wspinaczy, charakteryzowała się trudnościami o wycenie: A3/M5/6b/1800m.

Zdobywcy Eigeru

Pokaźny „bagaż” wspinaczy (fot. 8a.pl)

Koniec wieńczy dzieło

Przed zdobywcami został jeszcze jeden, niezwykle istotny punkt programu: bezpieczne zejście. Chociaż górny odcinek trasy charakteryzował się nieznacznym nastromieniem, zadanie utrudniały niesprzyjające warunki lodowe. Sytuacja była na tyle poważna, że Marcin i Tom zdecydowali się na zjazdy z niepewnych stanowisk, założonych na łupkowej skale o dużej kruchości. Do namiotu ścianowego czwartego biwaku ekipa dotarła o godz. 22. Dzień później wspinacze zameldowali się w budynku stacji kolejki naziemnej Alpiglen.

Wszechstronność doceniona

Zdobycie najbardziej znanej góry w historii alpinizmu ekstremalnego, w trudnych, zimowych warunkach, obiło się szerokim echem w środowisku alpinistycznym. W komentarzach zwraca się szczególnie uwagę na wszechstronność umiejętności wspinaczkowych duetu, dzięki której akcja mogła zakończyć się sukcesem. Padają także określenia, że wyczyn Marcina i Toma to prawdziwe „mistrzostwo świata w stylu big wall”.